Tak, po porodzie następną wysoką poprzeczką do przeskoczenia stało się dla mnie karmienie piersią. Teoretycznie byłam przygotowana świetnie, wiedziałam jak przystawić dziecko do piersi, co może dziać się z piersiami po porodzie, znałam chyba wszystkie sposoby karmienia, nie zamierzałam dawać smoczka, czytałam też o różnych grzybicach, pleśniawkach i zapaleniach piersi oraz sposobach na ich uleczenie. Wystarczyło, abym tylko z teorii zrobiła doświadczenie. Z całego matczynego serca i rozsądku chciałam karmić piersią, butelkę kupiłam tylko pro forma nie zamierzając wcale jej używać. Wyobrażałam sobie jak to cudownie będzie siedzieć z maluszkiem przed rozpalonym kominkiem albo w Boże Narodzenie przy wigilijnym stole i .... karmić. Och, marzeniom mym nie było końca, a czekaniu doczekania.
To co naturalne powinno przyjść naturalnie. Być może gdyby Marianna przyszła na świat naturalanie również karmienie piersią nie sprawiłoby mi problemu. Stało się jednak inaczej, mnie wpędzono w sen narkozowy, a Mańkę "podstępem" wyciągnięto z mojego brzucha. Nic bardziej nienaturalnego. Było to pierwsze ogniwo w łańcuchu dalszych naturalnych niepowodzeń.
W notce o moim "krwawym" karmieniu piersią opisałam te dalsze bolące ogniwa.
Do czasu osobistego doświadczenia karmienia piersią uważałam, że karmienie butelką jest gorsze, a nawet jakoś krzywo patrzyłam na mamy, które wybrały butelkę. Cóż, życie uczy mnie pokory i zaradności. Okazało się, że macierzyństwo nie polega na karmieniu piersią za wszelką cenę, ale na radosnym radzeniu sobie z codziennymi problemami i pozytywnym przystosowaniu się do nowej heroicznej roli - roli matki. Bycie mamą musi i powinno być piękne. Jeśli jest inaczej, trzeba odszukać to niewłaściwe ogniwo macierzyńskiego łańcuszka i .... po prostu intuicyjnie zamienić na jakieś inne, lepiej pasujące do reszty.
Dziś, gdy myślę o następnym dziecku jestem bogatsza o doświadczenie: cięcia cesarskiego, nieudanego karmienia piersią, depresji poporodowej, ściągania pokarmu przez pół roku i karmienia butelką. Mam nadzieję, że w przyszłości przeżycia te pozostaną już tylko wspomnieniem i ewentualną poradą dla innych mam, a ów raz następny będzie w pełni spotkaniem z Matką Naturą i przygotowanym przez nią bólem cudu rodzącego się życia i wspaniałością karmienia piersią:)
Mało mówi się o problemach z karmieniem piersią (zwłaszcza po ceraskim cięciu lub w czasie depresji poporodowej), być może dlatego, że jego powodzenie w znacznej mierze zależy od optymistycznego nastawienia. Osobisty wywiad dowodzi jednak co innego. Spotykając matki w przychodniach nie raz słyszałam o problemach z piersiami, karmieniem itp. To mnie, może zabrzmieć arogancko, pocieszało. To, że nie byłam sama z tym nieziemskim i nienaturalnym bólem było moim ducha podtrzymaniem i nadzieją na przyszłość.
Co z perspektywy czasu uważam, że mogło by mi pomóc , to:
- bliska osoba płci żeńskiej z mamim wykształceniem obecna "na zawołanie",
- szybsza interwencja położnej z poradni laktacyjnej,
- właściwsza opieka w szpitalu,
- słoneczniejsza pogoda i dłuższy czas światła dziennego:)
W porównianiu z radością, bóstem i boskością jakim jest dziecko, całe porodowe i wczesnoniemowlęce troski i cierpienia to "pestka".
Drogie Kobiety, a zwłaszcza te mające ochotę na macierzyństwo, być mamą to bez wątpienia ciężka charówka, ale życzę Wam jej z całego serca:), a życzenia te są, wierzcie mi, wręcz zbawienne i życiodajne.
- Dominika
ps. jeśli macie propozycje książkowe lub inne porady na temat karmienia piersią, czekam na Wasze rekomendacje.
"bekanie" po jednym z niewielu udanych karmień piersią:) |
boski ten malutki szkrabik :))) pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń