niedziela, 26 września 2010

czego spodziewać sie po niespodziewanym-niewyobrażanym cięciu cesarskim

Szkoła Rodzenia? - oczywiście, że uczęszczałam, zwłaszcza, że w stolicy w większości szpitali jest to sprawa bezpłatna. Sympatycznie było spotykać na raz tyle brzuchatych mam i słuchać o czekających mnie w przyszłości wydarzeniach. Jeśli zajdę ponownie w ciążę na pewno zapukam ponownie do jej drzwi.
Właśnie na wykładach SzR (Szkoły Rodzenia) dowiedziałam się więcej o opiece na matką i dzieckiem w przypadku cięcia cesarskiego. Wyobrażałam sobie, że nie może być to przyjemne ani dla mamy, ani dla niemowlaka. Przypuszczam, że ze względu na fantastycznie przebiegającą ciążę nie przyszło mi na myśl, że cc (cięcie cesarskie) mogłoby dotyczyć mnie. Mój mózg jakby nie przyjmował do siebie takich informacji. Dziś zaś zachodzę w głowę czemu, choć rąbka takiej wersji wydarzeń, nie dopuściłam do siebie? Wiadomo przecież, że każdy poród może zakończyć się cc nawet przy poprzedzających go rewelacyjnych 9-ciu miesiącach. Ja natomiast uznałam to chyba za patologię, która mnie nie dotyczy.
Przekonałam się natomiast co to znaczy przeżyć cc i rekonwalescencję po cc bez przygotowania.
Piszę o tym nie dla postrachu, ale dla Waszej - Drogie Mamy informacji i wiedzy.
Poczynając od decyzji lekarza o operacji, wcieliłam się w główną rolę w następujących epizodach:

EPIZOD nr 1 - PORÓD:
  • golenie włosów łonowych - pierwsza czynność, którą wykonała położna po haśle pana doktora: "na stół!". Odbyło się to jeszcze na sali porodowej w tempie perszinga i nie było przyjemne;
  • cewnikowanie - założenie cewnika nic mnie nie bolało i zrobiła to również położna;
  • przejście na salę operacyjną - tuż po goleniu i cewnikowaniu udałam się (pieszo) w towarzystwie mnóstwa osób, które nagle zjawiły się przy mnie, na sale operacyjną znajdującą się tuż obok sali porodowej (ciągnącym się za mną cewnikiem, o którym wszyscy zapomnieli, zaopiekował się mój mąż);
  • odpowiedź na pytanie położnej: "ile Pani waży?" - dwa razy zadawano mi to pytanie przed położeniem na stół operacyjny, chyba po to, by sprawdzić czy z ogólnego ekspresowego toczenia się rzeczywistości, po prostu nie kłamię albo nie pamiętam;
  • spray dezynfekujący - jeszcze przed podaniem znieczulenia ktoś spryskał mi ciało w miejscu cięcia czymś chyba odkażającym, w każdym bądź razie w momencie tym przekonałam się, że to chyże golenie włosów łonowych nie obyło się bez licznych zacięć - oj strasznie szczypało,... ale króciutko:);
  • znieczulenie ogólne, czyli narkoza - powyższe szczypanie zostało co tchu uśmierzone przez podanie narkozy (dostałam znieczulenie ogólne z uwagi na konieczność ratowania życia dziecka, gdyż tętno było niesłyszalne);
  • słodki sen - kiedyś myślałam, że ja po narkozie to bym nie zasnęła. Jeśli któraś z Was tak myśli, to doprawdy z ręką na sercu mówię, że zasnęłam jak niedźwiedź na zimę w mgnieniu oka:) Jak spałam to jeszcze pamiętałam, co mi się śniło, ale szok przebudzenia sformatował mi pamięć;
  • wybudzanie - ktoś głośno mówił: "Dominika otwórz oczy!", następnie: "Ma pani śliczną córeczkę", następnie zaś: "Dominika, oddychaj!". To, co ja w kolejności usłyszałam i odczułam to: jednocześnie powyższe krzyki i ogromny ból brzucha, następnie brak możliwości oddychania z uwagi na buzię pełną śliny, którą kazano mi wypluć obracając głowę na bok, w międzyczasie milisekundową radość, że dziecko żyje, a kolejnie ból gardła - gardło bolało mnie z powodu intubacji (rurka do oddychania);
  • chwile tuż po operacji - zanim przewieziono mnie na salę pooperacyjną leżąc jeszcze na stole musiałam podnieść głowę do góry - nie przypominam sobie, żebym w życiu pokonała większy ból, ... ale udało się. Po chwili pielęgniarki przełożyły mnie na łóżko poporodowe i przewiozły do sali. Na korytarzu spotkałam mojego męża, a w zasadzie widziałam go w liczbie potrójnej, a to z powodu ponarkotycznych skutków ubocznych;
  • drgawki - po przewiezieniu na salę pooperacyjna dostałam takich drgawek jakbym spędziła noc w lodówce. Trzęsłam się cała łącznie ze szczęką, co uniemożliwiało mi mówienie. Ulgę przyniosła mi położna okrywając mnie moim ciepłym szlafroczkiem;
  • worek lodu - przyniosła go pielęgniarka i położyła na 2 godziny na mój świeżo pocięty brzuch - nic miłego, ale koniecznego chyba ze względu na zapobieżenie ewentualnemu krwotokowi;
  • zestaw kroplówek - następnie podawano mi jakieś kroplówki, sole mineralne, odżywki, środki przeciwbólowe, itp. co bym nie padła z głodu albo z bólu:)
  • zgoda na operację - po tym wszystkim przyszła moja położna i poprosiła o podpisanie zgody na operację (ciekawe co by było, gdybym się nie zgodziła:)) - mój podpis wyglądał jak kura pazurem:);
  • dziecko - mąż przywiózł mi Mariankę i podał do rąk - była na pewno cudowna i szukająca mamy, ale ja nie byłam w stanie się nią zająć ani cieszyć;
  • odlot na dobranoc - około godziny 22 pielęgniarka dała mi zastrzyk, najprawdopodobniej również przeciwbólowy, ale tym razem połączony chyba z opium albo "trawą":) - przez najbliższe parę godzin przeżywałam odloty szczęśliwości :);
EPIZOD nr 2 - 3 DOBY PO PORODZIE:

  • szok pooperacyjny - pierwszą rzeczą o jaką zaczęłam się martwić to był poród następnego dziecka - w moim mniemaniu była to już przesądzona cesarka, co mnie kompletnie dobiło (och, jakbym nie miała innych zmartwień w tym momencie);
  • osłabienie - od samego rana chciałam pójść i przywieźć sobie Mariankę, ale po trzech krokach okazało się, że póki nie zjem śniadania nie dam rady chodzić;
  • kisiel - w pierwszej dobie po cesarce jadłam 3 razy kisiel - jak na wygłodniały żołądek i wylewatywowane jelita to po prostu rewelacja:) - nic bardziej sycącego:);
  • przystawienie dziecka do piersi - Mariannę przystawiłam do piersi dopiero na drugi dzień, co wg mnie było za późno, ale wcześniej żadna położna o to nie zadbała;
  • higiena rany po cc - ranę po cc trzeba kilka razy na dobę przemywać płynem antybakteryjnym (oczywiście po zdjęciu opatrunku, który kazano mi usunąć na drugi dzień po operacji). Za pierwszym razem nie było to łatwe i miłe, gdyż miejsce to jest jeszcze opuchnięte i wygląda, cóż tu dużo mówić, strasznie, a w dotyku jest nieswoje. Goi się jednak bardzo szybko i równie szybko nabiera ładnego wyglądu;
  • ból ogólno-ruchowy - brzuch boli cokolwiek by się nie robiło, co utrudnia opiekę nad dzieckiem i sobą. W dzień jakoś sobie z tym radziłam i miałam do pomocy męża, a na noc brałam środek przeciwbólowy;
  • sucharki - w drugiej dobie dostałam do jedzenia 3 razy sucharki:)
  • stolec pocesarkowy - po tak dwóch sytych dniach obfitujących w kisiel i sucharki zapytano mnie czy oddałam już pierwszy stolec. No do prawdy się zaśmiałam:), że niby z czego ów stolec miałby się wytworzyć? Przecież ja wszystko spaliłam:)
    Żeby było prościej pielęgniarka dała mi czopek, więc jakoś poszło:)
  • pełny posiłek - w trzeciej dobie dostawałam już normalne pełne posiłki, a wyglądało to tak:
podczas pierwszego pełnego obiadu, mój brzuch wyglądał
jakbym była w 5 miesiącu ciąży:). Uwierzcie mi, psychicznie
czułam się okropnie:(

  • pokarm - nie miałam problemu z brakiem pokarmu, ale raczej z bolącymi brodawkami;
  • samopoczucie psychiczne - czułam się prawie fatalnie, miałam depresję poporodową (to jednak zdiagnozowałam po jej przebyciu), nie mogła sobie darować tej, wg mnie, niekoniecznej operacji, czułam się niespełniona w roli kobiety, zawiedziona, a żywa i zdrowa Marianna nie była dla mnie żadnym pocieszeniem. Zły stan psychiczny uniemożliwił mi późniejsze karmienie piersią;
  • powrót do formy - rana zagoiła się szybko i bardzo ładnie (jakiś miesiąc po porodzie), ale zdrętwiałość w miejscu cięcia odczuwałam jeszcze dość długo. Ból brzucha spowodowany operacją utrzymywał się, do zupełnego zniknięcia, przez 3 miesiące. W tydzień po porodzie prowadziłam samochód. Gorzej się czułam gdy podnosiłam się z pozycji leżącej lub kasłałam albo kichałam.
Obecnie uważam, że samopoczucie, sprawność pooperacyjna i karmienie piersią po cc to kwestia nastawienia i wyobrażenia. Jestem pewna, że gdybym bardziej liczyła się z ewentualnym rozwiązaniem metodą cc, nie spotkałabym tylu boleści i problemów.
Ach tak głowa, wszystko w niej ma swój początek i koniec:)

- Dominika

p.s. Drogie Mamy, a zwłaszcza te po przeżytym cc, proszę Was o kilka słów komentarza do tego posta lub kilka słów swojego doświadczenia:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz