Teraz zaś mój drogi przyjaciel sen został zupełnie odizolowany i prawie że zapomniany. Właściwie rzec można, że przeszedł na przeciwną stronę i stał się moim wrogiem (wspominając naszą obopólną serdeczną przyjaźń, strasznie cierpię z powodu zmiany sytuacji:)). No do prawdy, kto by pomyślał, że z tak gorącej miłości może zrodzić się tak złośliwa wrogość. I teraz nie chodzi tu tylko o drzemko-dzienne spotkania, na bakier jestem z nim również nocami.
Hm...., cóż, do kręgu naszej braterskiej sympatii wkroczyła Marianka (miejmy nadzieję, że tylko tymczasowo:)). Ciężko mi się z tym pogodzić, a zwłaszcza mojemu organizmowi, ale jednocześnie wiem, że on - mój były przyjaciel, a teraz najpewniej wróg - sen - ma się znacznie gorzej i łączę się z nim w empatycznym bólu. Wciąż mnie napastuje, dręczy, męczy, wchodzi na oczy i przymyka siłą powieki, ziewa i po prostu dopomina się ze mną "randki". A ja jak grochem o ścianę, cisza w eterze, nic nie odpowiadam ..... tylko tęsknię:). Czasami, ale dość rzadko, udaje mi się znaleźć i odżałować te parę popołudniowych chwil na wspólne posiedzenie (czyt. poleżenie). Czynię to głównie w deszczowe dni.
Z całych sił staram się, by choć nasze nocne wspólne przebywanie trwało odpowiednią ilość czasu, czyli min. 7 godzin:) - bez przerwy:). Co jednak mogę poradzić na niewytłumaczalne Mariankowe nocne przerywniki, które wczoraj na przykład przybrały postać nieznośnego marudzenia, skrzeczenia, niby płaczu, jakby dąsów i trwały od 22:00 do 24:30 kończąc się lądowaniem w łóżku rodziców? Pozostaje mi tylko znaleźć jakiś choć półsensowny powód - dajmy na to: ZĘBY! i cierpliwie odprawiać Mańkę w objęcia aniłów snu, by tym samym kontynuować cudowne współleżenie z moim drogim przyjacielem. Często nie jest mi łatwo, gdyż ów przyjaciel, gdy ktoś zakłóci nam biesiadowanie za raz atakuje mój organizm nerwami, złością i brakiem macierzyńskiej cierpliwości. Kurcze, co za chamisko, jak tak może traktować tą niewinną istotę o pięknym praprababciowym imieniu Marianna? (nie wspominając już o mnie).
Jestem z nim myślami bardzo często. Nie mogę przekonać ani jego, ani mojego organizmu do tymczasowego zawieszenia wspólnej znajomości. Chyba nic nie jest w stanie nas rozłączyć:). Póki co mam wrażenie, że potrzeba obcowania ze snem jest silniejsza od tego, co zapisałam w scenariuszu wymarzonego macierzyństwa i dla dobra Marianki muszę dbać o częste i prawidłowe z nim spotkania.
Mój Drogi Przyjacielu Śnie - czuj się ważny w moim życiu, ale nie przeciągaj struny, bo nie dam rady:)
Nie mogę Cię zapraszać o każdej porze dnia i nocy, musisz się dostosować do współbycia już nie tylko ze mną, ale z nami, tzn.ze mna i Manią. Ona też jest moją serdeczną "przyjaciółką", więc nie powinno iskrzyć na linii pomiędzy naszą trójką.
Bądź tak miły i okaż trochę wyrozumiałości i pokory:).
Jak zawsze pozdrawiam Cię serdecznie - mój śnie - i ślę wyrazy tęsknoty.
- Dominika
tak teraz wyglądają moje drzemki:) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz