środa, 18 sierpnia 2010

zestaw ratunkowy - czyli co zrobić, aby podróż samochodem solo z dzieckiem była bezpieczna

Marianna urodziła się w delegacji, zatem od małego była przyzwyczajana do jazdy samochodem. W wieku tygodnia udała się w podróż powrotną do domu z Kędzierzyna-Koźla do Warszawy, przesypiając ją praktycznie w całości:). Wówczas jednak jechaliśmy we trójkę, więc nie było trudno zająć się bobasem. No i takie malutkie dzieci mają to do siebie, że nie za bardzo potrzebują czymś się zajmować, bo w zasadzie wszystko dookoła jest tak ciekawe, że zbędne są dodatkowe akcesoria uprzyjemniające jazdę samochodem.
Rzecz zaczęła mieć się inaczej w nieco starszym wieku, tak od 3 miesięcy. Podróżowałyśmy dużo razem. I choć nie były to być może dalekie wypady - tak ok. 150 km - to zajmowały ok. 3 godzin (w tym przerwa na jedzenie, przebieranie lub zakupy), co niestety nie było czasem ciągłej drzemki:) Zauważyłam wówczas, że moje rozproszenie na drodze jest tak wysokie, że kierowanie wydało mi się jakby czynnością odruchową i bezwarunkową, czym tak na prawdę nie może być:). Postanowiłam zatem skupić się na jeździe na tyle, aby w miarę możliwości nie mieć kontaktu wzrokowego z siedzącą obok Marianką (jeździła i jeździ zawsze z przodu na siedzeniu pasażera), a jedynie dotykowy i słuchowy. Z pomocą przyszły mi tu różnego rodzaju zabawki, produkty spożywcze, napoje, smakołyki niemowlęce i pomysły, którymi pragnę się z Wami - Drogie Mamy - podzielić.

Oto lista 13 rzeczy zwanych "zestawem ratunkowym":
  1. grzechotki (np. misie) wieszane na rączce od nosidełka - to sprawdza się tak do ok. 5 miesięcy,
  2. grzechotki różnego rodzaju do trzymania w ręku,
  3. w starszym wieku zaczęłam dawać Mariannie klucze od domu - no cóż, być może niezdrowe, ale ulubione:),
  4. gryzaczki - w przypadku Marianki nie szczególnie lubiane,
  5. natomiast marchewka - o tak, gdy zaczęły iść zęby wręcz się z nią nie rozstawałyśmy (teraz, gdy już kilka wyszło radzi sobie z nią doskonale mimo, iż dwie jedynki na dole i dwójka na górze nie są w jednej linii:)),
  6. ogryzek od jabłka - tak wiem, brzmi to trochę niesmacznie, ale działa:) - taki grubszy ogryzek z miękkiego jabłka zjedzonego przez mamę i oczyszczonego z ogonka i śmietków to świetny lizak dla dziecka, z którego można co nieco czasami odgryźć:),
  7. soczek w kubku niekapku - miodzio zabawa tak od 5 miesiąca życia,
  8. chrupki kukurydziane - hm.... hm.... pycha,
  9. zabawa z udziałem palców mamy - z powodzeniem samochód można prowadzić jedną ręką - naprawdę,
  10. śpiewanie piosenek - Mania najchętniej słucha, gdy udaję mima, czyli w zasadzie każda piosenka wchodzi w grę, byleby robić minki, gestykulować i ogólnie (w miarę możliwości) się poruszać. Ulubiona to: "Stary niedźwiedź mocno śpi":)
  11. zabawa w teatrzyk z udziałem jakiegokolwiek misia, buta, grzechotki lub rękawiczki - super sprawa, ale w przypadku, gdy Mania siedzi tyłem do jazdy - nieaktualne od jakiegoś miesiąca:), ale jakoś dajemy radę,
  12. jak już to wszystko nie działa, to na pewno zadziała grający telefon komórkowy :)
  13. no a na koniec smoczek, pielucha na okno i dobranoc kochanie, słodkiej i miłej drzemki:)
Mimo tego wszystkiego i tak skupienie uwagi tylko na prowadzeniu samochodu nie jest u mnie możliwe. Zatrudniam więc św. Krzysztofa, co by panował nad tą częścią mojej koncentracji, która jest rozkojarzona, roztrzepana i roztargniona - jak dotychczas działa:)

"... joł man" - majówka 2010 - tym razem miałam kierowcę:)

Drogie Mamy, może macie w zanadrzu jakieś inne pomysły na zabawienie dziecka podczas solowej jazdy z nim? Chętnie się dowiem.

- Dominika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz