wtorek, 17 sierpnia 2010

instynkt macierzyński - mam czy nie mam?

Chciał nie chciał, w życiu kiedyś zaczęło dręczyć mnie pytanie: instynkcie macierzyński - mam cię, czy cię nie mam? Gdzie jesteś, przybędziesz w ogóle? O tak, podszeptywał, poczekaj jeszcze chwilę. I rzeczywiście, w wieku 21 lat ów bliżej niezdefiniowany instynkt dopadł mnie. Naprawdę chciałam mieć wtedy dziecko. No ale jakby nie było z kim:), choć studiowałam wówczas budownictwo i mieszkając w akademiku płci męskiej było pod dostatkiem. Suma sumarum przelałam moje odczucia macierzyńskie na zgłębianie tajników inżynierii konstrukcyjnej i całe studenckie życie akademickie, uczelniane i pozauczelniane - o ile te dwie sprawy mają coś ze sobą wspólnego:)
Ukończyłam studia, za mąż poszłam, więc, jak ogólne zasady życia w społeczeństwie nakazują, przydało by się dziecko:) No tak, trochę się napracowaliśmy, ale udało się. Moje pojęcie chcenia dziecka było jednak ciut inne niż to w wieku 21 lat (teraz przydało by się, a wtedy był to zew natury).
Być w ciąży nie znaczyło mieć instynkt macierzyński. Takie małe "ciało obce" w brzuchu to niesamowite przeżycie, więc cóż, cieszyłam się, było mi radośnie, endorfiny eksplodowały co dzień - zupełnie jak na rauszu:)
Nie przeżywałam jakiejś zbytniej symbiozy z tym mały "podsercowym" stworzeniem. Wszystko było jak w książkach, więc w porządku. No i wg teorii instynkt macierzyński też krzątał się gdzieś wokół domu, bądź nieopodal, ale za nic w świecie nie mogłam go zobaczyć, policzyć, dotknąć, udowodnić, a to, dla ścisło-matematycznej głowy, ciężkie do zaakceptowania. Żyłam z nim jednak w zgodzie i oczekiwaniu na uroczyste objawienie:)
Wielkie nieba, kto by pomyślał, że po porodzie, ta niecna dyspozycja biopsychiczna pójdzie sobie gdzieś i, mówiąc oględnie, oleje mnie po całości. Odwrócił się ode mnie plecami, zabrał swoje rzeczy i po prostu odjechał w siną dal. Dziś, z perspektywy 10 miesięcy wiem, że wygoniły go i nie dały dojść do głosu takie osobniki jak:
  • depresja poporodowa - koszmarna koleżanka - właściwie jemioła żerująca na zbolałym i wyczerpanym poporodowym organizmie,
  • rozszalałe w rytm słów "hulaj dusza, piekła nie ma" natrętne hormony,
  • Pani Jesień - owego 2009 roku wyjątkowo deszczowa, ponura, szara i uporczywie bezsłoneczna.
Ale on - ów instynkt macierzyńki - to jest gość, po męsku zniósł wygnanie, przeczekał huraganowo-sztormową burzę i powrócił po kilku tygodniach niczym letni wschód słońca, a kolorami tęczy i uśmiechem dziecka rozpiął się nad całym naszym domkiem i mocno zakotwiczył. Rzec by można: zapuścił głębokie korzenie, które z dnia na dzień są co raz dłuższe, głębsze, nie do wyrwania.
Tak, mój oczekiwany i nieudowodniony kochany instynkt macierzyński nie zawiódł mnie - po protu się we mnie obudził, być może dopiero zrodził, na pewno zaś pobudował fundament na skale natury, którego nic nie przemoże.

Drogie Mamy, a przede wszystkim przyszłe mamy, jeśli obawiacie się o swój instynkt macierzyński, to porzućcie te niepotrzebne zmartwienia, mieszka on w każdej z was i gdy tylko przyjdzie czas niewątpliwie zakiełkuje i da wskazówki co robić by macierzyństwo było cudem, a nie zgrozą :)
02 maj 2010 - o Maniu - moje pocieszenie:)

- Dominika


p.s. pozdrowienia dla ciebie - o wspaniały fenomenie natury - instynkcie macierzyński, czuj się jak u siebie w domu:)

1 komentarz:

  1. Bardzo fajny blog, podoba mi się że poruszasz ciężkie temety tj depresja czy brak poczucia instynktu macierzyńskiego, oswajasz z nimi kobiety które dopiero kiedyś, ale jakieś obawy im się tłuczą po głowie:)
    Pozdrawiam.
    Dominika DR;)

    OdpowiedzUsuń