Kontynuując część pierwszą tego posta zabieram się zatem do pracy.
Otóż, co mam jeszcze na temat wychowywania = pracowania nad sobą do powiedzenia, to następuje.
Przede wszystkim, przy wychowywaniu dziecka zostałam poddana (wciąż jestem poddawana), najwyraźniej przez życie, następującym próbom:
- dzielności w stawianiu czoła atakującym zewsząd hormonom,
- wytrzymałości na niedospanie, nocne przerywniki i bezsenność,
- nieustraszoności w znoszeniu bólu fizycznego,
- zdolności do cierpliwości,
- reakcji na pogodowe bodźce atmosferyczne typu: permanentna szarość, deszcze, plucha i ciapa,
- niedoboru światła dziennego (czyt. słonecznego),
- rutynowości codzienności,
- dawania siebie innym,
- heroiczności przetrwania zmęczenia z uśmiechem na ustach i nerwach zamkniętych na klucz.
- sprostać szwadronowi dzikich hormonów nie było łatwo, najlepszym ich poskromicielem okazała się rozmowa z kimś bliskim i po prostu czas,
- Dominika niewyspana = nieokiełznane nerwy, złość, nietęga mina, szorstkość, opryskliwość, nieczułość i wiele wiele innych niepozytywnych cech. To co przez pierwsze pół roku po porodzie mogło mi pomóc to krótkie drzemki w ciągu dnia, no a potem ...... hm.... pachnąca i przepyszna kawka:)
- znoszenie bólu związanego z karmieniem piersią - wolę borowanie zębów, ... , nie mogłam go znieść,
- O, cierpliwości! zostańmy w końcu przyjaciółkami od serca. Cóż, nie było i nie jest mi łatwo być cierpliwą i trzymać nerwy na wodze w chwilach przemęczenia przy jednoczesnym marudzeniu i płaczu Marianki związanym np. z ząbkowaniem (mam tu na myśli dzienne hece, ... o nocnych nie wspominam, jest mi wówczas dużo ciężej). Najlepszym sposobem jest powiedzeniowe: "zagryźć zęby", ... ale na czymś, najskuteczniej czymś twardym i ciężkim do zgryzienia:). Naprawdę pomaga odreagować.
- siwowłosą Panią Jesień i jej klimatyczne grymasy stawiałam kontra wesołej, ale uspokajającej muzyczce, gęstemu i jasnemu oświetleniu domu, noszeniu kolorowej biżuterii i częstemu wzdychaniu do Pani Wiosny:)
- brak życiodajnych promieni słońca nie dało się niczym zastąpić. Każdy jednak promyk wpuszczałam do domu przez odsłonięte firanki i czasami otwarte do wietrzenia okno.
- z rutyną zaś doszłam do porozumienia, dobrze zorganizowany dzień nawet co dzień nie był monotonny. Starałam cieszyć się wydarzeniami, które mają nastąpić (np. wyjazd weekendowy, odwiedziny sąsiadki, czy nawet popołudniowe zakupy w przydrożnym sklepie). Dodatkowo dzień urozmaicałam kilkuminutową lekturą lubianej książki, jakimś planowaniem przemeblowania pokoju, no i nadzieją idącą wraz z mającą nadejść kochaną wiosenką,
- tak, bez wątpienia, aby wychować dziecko trzeba się poświęcić, a przede wszystkim poświęcić swój czas. Na dzień dzisiejszy trzymam się teorii, że poświęcenie znaczy inwestycja w spokój na resztę życia:)
- w przetrwaniu zmęczenia pomaga mi zawsze PERSPEKTYWA - tak moje Drogie Mamy, przecież najgorsze płacze i zawodzenia nie będą trwały wiecznie, kiedyś to macierzyństwo w wersji zgrozy po prostu się skończy. Nie ma siły, czas płynie, a wraz z nim przeminą bóle brzucha, dziąseł, kolki, niegrzeczność i całe mnóstwo dziecięcych grymasów. Tarczą obronną jest mi pozytywne myślenie i radosne wspomnienia z minionych już miesięcy.
Tak jest, masz rację Droga Mamo, trzeba się zawziąć w sobie, zaprzeć, nieustraszenie iść przez macierzyństwo, wyrzucić ze swojego słownika słowa: "nie chce mi się", podjąć ten trud bycia mamą - najcięższego i najpiękniejszego zawodu świata - z uśmiechem na ustach, pokojem ducha i radością serca.
Po prostu powiedzieć sobie: DAM RADĘ!.
...niespodziewany widok z balkonu w poniedziałek o 7 rano.... czy tydzień mógł zacząć się piękniej?:)... czasami wystarczą uśmiechnięte szyszki z podwórka, by stwierdzić: DAM RADĘ! |
Bywajcie zdrowe i wypoczęte:)
- Dominika
p.s. Drogie Mamy, jakieś pomysły na przetrwanie niedospania, pokonanie zmęczenia i uśmiech w chwilach beznadziejności? dajcie znać jak coś wiecie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz