Stawianiem baniek u mnie w domu parała się oczywiście mama. Była przy tym niewymownie bezwzględna i wierzyła w ich uzdrawiające działanie.
Z biegiem czasu przyszedł czas na mnie. Wszakże Mańka nie padła jeszcze ofiarą oskrzelowo-płucnych chorób, ale za każdą parą nowych zębów towarzyszą jej obficie "gile" jak woda z kranu, a po kilku dniach kaszel przypominający pracujący silnik w starej "sześćdziesiątce", toczącego się "trampka" lub ochrypły i rzeżący motor. Nic więc dziwnego, że co i raz chodzę do lekarza na weryfikację jej stanu zdrowia.
W tym tygodniu postanowiłam jednak wypróbować stary maminy, a nawet babciny, sposób leczenia bańkami. Zakupiłam zatem bezogniowe (bańka plus pompka do stworzenia podciśnienia) bańki lekarskie z wielkim hasłem przewodnim na pudełku:
"OD DAWNA SKUTECZNE OD DZIŚ BEZPIECZNE"
I tak, w atmosferze beztroskiej zabawy, w ciepłym pomieszczeniu, bez strachu, ognia i przemocy, postawiłam Mani pierwsze bańki. Wynik prezentował się następująco:bańki Mańki |
Zapamiętując sobie to dogłębnie mam nadzieję, że następny raz podejdę do tematu stawiania baniek w sposób bardziej medyczny, a nie matematyczny:).
Mimo strasznego "zaflukania", duszącego kaszlu i nosa w wersji "full-gil", Maniuśka pozostaje radosnym i uśmiechniętym dzieckiem.
- mama Dominika
ps. czy stawiałyście już bańki? jak wspominacie to doświadczenie i czy rzeczywiście są skuteczne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz