piątek, 1 października 2010

macierzyństwa można się nauczyć z książek i doświadczenia

Jako dziecko, nastolatka, a następnie młoda osoba nie byłam specjalnie fanką i adoratorką dzieci. Jak chyba każdy po prostu je lubiłam, gdy się przypałętały, ale nie pałałam zbytnią sympatią czy wrodzoną opiekuńczością.
Jedynym momentem, który utkwił w mojej głowie, a który obudził we mnie dziecięcą rozkosz i mami zmysł był wiek pt. "dwudziestolatka". Wówczas naprawdę jakoś chciało mi się rozmnożyć:). Okoliczności jednak nie sprzyjały prokreacji ani rodzicielstwu, więc ochota przeminęła w czasie i z wiatrem.
Z biegiem lat przyszedł czas zastanowienia i organizacyjnie, i jak to się mówi "po bożemu" nadeszła pora założenia rodziny i spłodzenia potomstwa. To drugie okazało się bardziej czaso i pracochłonne niż mogłabym sobie wyobrazić, ale o tym w innym poście napiszę. Tym razem skupię się na nauce mamowania, która czekała mnie, gdy już okazało się że jestem w ciąży.
Na czym polegało moje przygotowanie się do narodzin i macierzyństwa? Cóż, jak spora część ciężarnych, czytałam książki, wywiady, opowiastki, rozmawiałam z innymi mamami, a że ów czas dziewięciu miesięcy upływał mi pod znakiem hormonów szczęścia, uśmiechu i świetnego samopoczucia, więc i bycie mamą w tym stadium nie sprawiło mi większego wysiłku i nie zaobserwowałam też, żeby jakakolwiek wrodzona kobieca umiejętność była mi wówczas potrzebna. Jestem kobietą i to wystarczyło, by urodzić dziecko.
Zawsze wydawało mi się i sądzę, że wielu kobietom się tak wydaje, że żeby być mamą trzeba mieć to coś, albo raczej czuć ten tzw. instynkt macierzyński. Ze swojego doświadczenia mówię, że wcale nie. Moja chęć i potrzeba urodzenia dziecka była raczej podyktowana kolejnością rzeczy w pociągu życia, a nie "objawieniem się" instynktu macierzyńskiego. Czekanie na to coś "z powietrza", co ewidentnie pchnie mnie ku rodzicielstwu mogłoby okazać się  istnym niedoczekaniem, a nawet przeczekaniem naturalnego okresu rozrodu, a czas przecież płynie nieubłaganie.
Jestem bardzo młodą stażem mamą, ale z całą odpowiedzialnością mogę rzec, iż macierzyństwa można się nauczyć. Najzupełniej tak jak jeździć samochodem. Wystarczy pójść na obowiązkowy kurs - zajść w ciążę, zdać egzamin - urodzić dziecko, no a potem jedynka i jazda. Niektórzy przed pójściem na kurs umieją już jeździć samochodem, i tych można porównać do kobiet, które przed ciążą zajmowały się niemowlętami czy małymi dziećmi. Po zdaniu egzaminu i jednym, i drugim jest dużo łatwiej w czekającym ich doświadczeniu. Ci zaś, którzy stawiają pierwsze samodzielne kroki mając prawo jazdy w ręku wcale nie jeżdżą pewnie, a już na pewno nie po np. Warszawie:) Osobiście pamiętam, że trzęsłam się jak galareta wjeżdżając na Rondo Babka czy skręcając w lewo na Placu Zawiszy (w zasadzie każdy skręt w lewo na skrzyżowaniu z tramwajami przyprawiał mnie o spocone ręce, trzęsawkę i skupienie myśliwego). Nie wspomnę już o pierwszej jeździe motorem z Siedlec do Warszawy - jechałam w kasku zwanym "orzechem", bez gogli, gdyż ograniczały mi pole widzenia, przy maksymalnej prędkości 50km/h i rycząc jak bóbr myślałam, że za raz odlecę, albo zaznajomię się z przydrożnym rowem. A jak było z macierzyństwem na początku? Zupełnie podobnie: zaskoczyło mnie, panikowałam, płakałam razem z Marianną, trzęsłam się siedząc w ubikacji i nasłuchując, czy już płacze, byłam jak przestraszone dziecko we mgle. Z biegiem doświadczania czasu nabrałam wprawy i pewności zarówno w jeździe w kategorii A i B, jak i w macierzyństwie.
Piszę tego posta właściwie dla informacji tych z Was, które tak jak ja nie bardzo czuły, czy czują wrodzoną umiejętność macierzyństwa. To nic straconego. Macierzyństwa naprawdę da się nauczyć z książek i z doświadczenia. Wszyscy mi mówią, że przy drugim dziecku jest - powiedzeniowe 100 razy - łatwiej, a wynika to niewątpliwie z doświadczenia. Zupełnie jak z kolejnym rokiem bycia aktywnym kierowcą.
To, czego potrzebowałam, by zostać mamą, to chęć. Chęć: najpierw do dźwigania w brzuchu paru:) dodatkowych kilogramów, następnie do przebrnięcia przez bóle porodowe, a kolejno zaś chęć do codziennego uczenia się zawodu mama, do studiowania rozwoju i wychowania "małego żyjątka".

Macierzyństwo to wymagający i ciężki zawód, ale jak się chce, to się go zdobędzie.
Pozdrawiam serdecznie Was wszystkie,

- Dominika

majówka - Roztocze 2010

ps. czy któraś mama ma podobne doświadczenia z zawodem: macierzyństwo:)?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz