czwartek, 14 października 2010

Rzecz o życia poczęciu - "czas działa na rzecz ciśnienia" - część 2/4

CIŚNIENIE - to wielkość określona jako wartość siły działającej prostopadle do powierzchni podzielona przez powierzchnię na jaką ona działa, co przedstawia zależność:

p = F/S, gdzie:
p - ciśnienie [Pa]
F - siła [N]
S - powierzchnia [m2]

Uogólnieniem pojęcia ciśnienie jest pojęcie naprężenia. Czy to ciśnienie, czy niejakie naprężenie, i jedno i drugie ma dużo wspólnego z przedciążowym czasem oczekiwania na poczęcie. Doświadczyłam tego na własnej skórze. Otóż jak pisałam w poprzedniej części o numerze pierwszym, sporo wody w rzece upłynęło mi na przygotowaniach gruntu pod nowy kiełek:) Po bezowocnym pierwszym roku pomyślałam, że chyba powinnam się zacząć martwić. Koleżanki jednak uspakajały, że jeśli przez dwa lata ciężkiej lecz przyjemnej:) "roboty" nie będzie żadnych plonów, wówczas trzeba przedsięwziąć kroki badawczo-rozpoznawcze. W tymże przeświadczeniu upłynął mi następny rok czekania. Pamiętam jak dziś, że ciśnienie ogólnożyciowe rosło w tempie iloczynu następujących po sobie minut w granicy nieskończoności. Żeby je trochę obniżyć udałam się do pani z dopiskiem przed nazwiskiem: endokrynolog, która to na podstawie wyników badań hematologicznych stwierdziła zbyt duży zasób pewnych substacji zwanych hormonami i skrzętnie postanowiła urzpejmie je wyprosić atakując innym hormonem w formie tabletek zwanych Bromergonem. Rozsądek i rozum nie pozwoliły mi jednak ulec tej profilaktyce lekarskiej, a ewidentnie zaleciły ralaks, spokój, chill-out, luz, basen i tymczasowy "odlocik". Tkwiłam w odprężaniu się z upojeniem i spokojem ducha przekonując mój organizm, że świetnie poradzę sobie z wyeliminowaniem zbędnych hormonalnych zawodników w sposób naturalny i bezinwazyjnie przygotuję gościnny pokój dla "fasolki" lub "groszka":). Ów stan pewnego rodzaju ekstazy przeciągnął się do pół roku. Było mi miło, ale i bezowocnie. Testowałam swoje ciało co miesiąc lub przed każdą imprezką chcąc sprawdzić, czy też być może jakiś nowy mieszkaniec nie zadomowił się w ciepłym podbrzuszku. Moja gościnność okazywała się za każdym razem niedoskonała lub nieodpowiednia dla wyczekiwanego przybysza.

Upływający bezlitosny czas działał nieuchronnie na wzrastające ciśnienie atmosfery mojej osoby. Skoro cieśnienie jest ilorazem siły do powierzchni, więc nie trudno zauważyć, że pozostająca w niezmiennej wielkości powierzchnia mojego ciała była z każdym dniem obciążana co raz większą siłą, której składowymi były: minuty czekania, ciekawskie rodziny spojrzenia i przemilczane pytania, które i tak nie miały odpowiedzi, brak wiary w siebie-w kobiecość, frustracje, rezygnacja, stres i wciąż nurtujący punkt zapalny - ...pytanie: dlaczego?

Psychiczne obciążenie działającymi na mnie siłami, które wciąż dawało coś do myślenia bez wątpienia częściowo przyczyniało się do nieprawidłowgo uprawiania ziemi pod zasianie ziarenka. Sama rady nie dając ponownie umówiłam się z panią, tym razem zwaną ginekologiem i z nowymi nadziejami udałam się na wizytę.
O tym jednak w części następnej zatytułowanej: "dziecko warte ceny wszelkiej?".

- Dominika


ps. Drogie Mamy, które czekacie na ów dzień dobrej nowiny, na dwie kolorowe kreski w testowym okienku, na życia ziarenko będące spełnieniem marzeń, ów dzień jest gdzieś zapisany na kartach Waszego życia, wierzę w to i nie wątpię. Rozumiem Wasz ból czekania, przeciągającej się niewiadomej, rozumiem gasnące nadzieje. Jeśli chciałybyście podzielić się swoimi przeżyciami na "mamichdominotkach", napiszcie.
Serdeczności i uściski.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz