czwartek, 11 listopada 2010

wychowywać czy pracować? - "życiowa decyzja" - część 1/jeszcze nie wiem ile :)

Zanim Marianka zadomowiła się w moim życiu planowałam, że skorzystam z urlopu wychowawczego. Nie wiedząc jeszcze jak małym jest dziecko w momencie, gdy mama teoretycznie musi wracać do pracy, nie wyobrażałam sobie, że zostawię je komuś obcemu. Gdy przyszedł czas na praktykę okazało się, że ani się nie myliłam w moich planach, ani też nie wyobrażałam sobie jeszcze bardziej, że ktoś inny mógłby zająć się moim maleństwem. Tak też do dnia pierwszych urodzin Mani postanowiłam wziąć urlop wychowawczy. Jak pomyślałam, tak uczyniłam. Rok ów upłynął nam pod znakiem radosnych zabaw, wspólnych spacerów, interesującego poznawania się nawzajem, wygłupów, fikołków, tańców i swawoli. Śmiechom i żartom nie było końca, a szczęścia bezmiaru.

jesień/zima 2009 - już po depresji

.... imprezowo

... odpoczywamy

zmieniamy pieluchę - cóż, często trzeba jakoś zająć to
wiercące się szkrabie

bawimy się w ciuciu-babkę (na zdjęciu Mania:))

bawimy się w ..... psy:)

uczymy się raczkować
Czas ów, jak każdy zresztą, musiał upłynąć i tak też zrobił o nic nikogo nie pytając. Nadszedł jednak inny czas, czas decyzji: co dalej? Zdecydowawszy się już niemalże prawie zupełnie na półetatowy powrót do pracy od listopada 2010, zaczęłam rozmyślać w każdej chwili dnia (tej dopołudniowej, kiedy miałabym być w rozłące z Marianną) o moim z nią rozstaniu. W programie dnia naszego ominąłby nas:
- poranny czas łóżkowych wybryków,
- wspólne śniadanie i obiad,
- spacer i ewentualne zakupy,
- domowe prace i obowiązki,
- po prostu pół dnia, a nawet więcej....
Och, nie mogłam żyć z tymi myślami. I choć Marianna jest osobą towarzyską i raczej z chęcią zostałaby w gronie innych opiekunek, jakoś nie mogłam sobie darować, że tyle radosnych momentów pozostałoby bez echa wspomnień, no bo przecież Marianna nic by z tego nie pamiętała.
Po rozmowie z pracodawcą, mężem, sobą i Marianną, największą ilość punktów uzyskała zdecydowanie Marianka:) przekonywująco negocjując i skawpliwie perswadując. Jest w tym po prostu doskonała jak widać, wygrywając z nami - doświadczonymi życiowo dorosłymi.
Tym sposobem przedłużyłam nasze wychowywanie się o pół roku, czyli do końca kwietnia 2011.
Nie mogłam wybrać lepiej. Teraz, gdy Marianka zaczęła raczkować i stąpać po ziemi, "kumać" i wszystko naśladować, pytać oczyma i rozmawiać po swojemu, jestem zdumiona rozwojem ludzkiego stworzenia, a obserwacja jej umiejętności i radzenia sobie z codziennymi poprzeczkami przyprawia mnie o śmiech, podziw, radość i tak długo czekane macierzyńskie szczęście.
Moja Droga Marianno-Maniu-Niusiu, moja córko, uśmiechu i łez przyczyno, jesteś moją motywacją, chęcią do pracy, powodem radości, cieszę się, że jesteś taka przekonywująca i dlatego możemy dziś cieszyć się codziennością dzień w dzień, od rana do wieczora, a czasami i co noc. Uwielbiam Cię:)
- mama Dominika



ps. Drogie Czytelniczki, co sądzicie o urlopie macierzyńskim i wychowawczym? Czy proporcja długości trwania drugiego do pierwszego aby nie jest zbyt znaczna? O jakże byłoby fantastycznie i sprawiedliwie, gdyby móc postawić między nimi znak równości....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz