środa, 3 listopada 2010

Rzecz o życia poczęciu - "święta pomoc" - część 4/4

Dużo szybciej planowałam zakończyć ów blog-rozdział o tytule "Rzecz o życia poczęciu". Cóż, życie skutecznie modyfikuje moje plany, jak widać:), gdyż wszystko rozciągnęło się do bardzo intensywnego w gościnę miesiąca. Ale czyż to właśnie czekanie nie jest w tym wszystkim najmilsze? Czekanie na spokojną chwilę czasu by móc napisać co nieco, wypuścić myśli na wirtualny spacer, poprzechadzać się po blogu.

Na czym to ja skończyłam? Ach, no tak, zakończenie poprzedniego odcinka nr 3 ewidentnie nazwać można happy end'em. Nowemu życiu nastał początek we mnie samej, młodej mamie. Marzenie, plan, sen - ziściły się. Momentalnie odstąpiły ode mnie wszystkie nagromadzone czarne myśli i pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Tym razem po prostu się udało. A czemu właśnie teraz?, Czemuż to w lutym a nie styczniu?, Czemu w 2009 a nie 2008 roku?, Czemu dziewczynka a nie chłopiec? Och, rozdumiewaniom mym radosnym nie było końca, a szczęściu ujarzmienia. Pozostało mi milczeć w podziękowaniu Naturze za ów mikroskopijny życia cud.

Odwiedziłam ostatnio moją dobrą koleżankę, która doczekała się chwili poczęcia po 10-ciu latach starań, a potem leczenia, które wykazało, że wszystko jest w porządku i nie ma żadnych przeszkód do rozmnożenia się. Rozmawiałam też niedawno z inną przyjaciółką, która również podjęła się szczegółowych badań i leczenia mimo, że organizm jej i jej męża to okaz zdrowia. Rozmyślając tak nad swoim doświadczeniem oraz nad sytuacją znanych mi osób doszłam do wniosku, że Ktoś jeszcze musi maczać palce w tej całej awanturze o dziecko. Zdawało mi się, że po ludzku robiłam wszystko, żeby idealnie przygotować się i należycie zadbać o planowane dzieciątko. Chęci było po brzegi, a nawet z meniskiem wypukłym. Wszystko to jednak nie wystarczyło by dać początek nowemu życiu. Dumając tak nad ponad ludzkim aspektem życia uciekłam się wówczas o pomoc (co mi zależało:)) do licznych Świętych orędujących za nami w niebie. Jest ich bez liku, każdy ma swoją działkę, ale jak jeden nie może, to drugiemu przekaże, by tylko sprawa była załatwiona, a pomoc na czas otrzymana. Długo czekać nie musiałam na odzew, co o zdziwienie i wiarę, że życie ma sens mnie przyprawiło. Niby tak daleko do tego nieba, ale dla Świętych to jak rzut beretem. Moje ciche prośby spotkały się z natychmiastową reakcją i szybkim działaniem. Nie sprowadzając tej reakcji do konkretnych ilości dni powiem wam tylko, że zamknąć by ją można w jednej pełnej fazie księżyca. Czyż to nie wspaniałe?

Raz jeszcze dziękuję.
- Dominika

ps. Drogie Moje Panie! Jeśli nic po ludzku nie pomaga, a lekarz przyczyn bezdzietności nie znajduje, szczerze i serdecznie polecam niewidzialną dobrą Świętych rękę. Jest delikatna, bezpłatna i skuteczna:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz