środa, 23 czerwca 2010

karmić naturalnie, karmić butelką (część 2/2)

cyc, czy butelka? oto jest pytanie.
Doświadczenie mówi, że czy cyc, czy butelka, grunt to dobra organizacja.

Mimo upływu czasu nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić dlaczego nie karmiłam Marianki piersią. To co wiem na pewno, to:
  1. zbyt płytko przystawiłam Mariankę do piersi,
  2. miałam popękane, pogryzione i krwawiące brodawki (prawdopodobnie wskutek-patrz pkt. nr 1),
  3. w trzecim tygodniu życia Marianna nie chciała ssać piersi (szarpała na wszystkie strony, płakała, ale nie chciała ssać - miałam wrażenie, że mam mało mleka),
  4. mimo pkt. 1, 2 i 3 wciąż próbowałam karmić piersią, choć było to dla mnie nieprzyjemnością i cierpieniem,
  5. przez 7 tygodni karmiłam czasami piersią, a czasami butelką (nigdy nie wiedziałam, który sposób wybierze Marianka, więc musiałam być przygotowana na obydwie możliwości - nie ukrywam, było to niełatwe i męczące). Jeśli podawałam butelkę, to zazwyczaj ze ściągniętym pokarmem.
  6. po 7 tygodniach podjęłam decyzję o ściąganiu pokarmu i podawaniu butelką.
Osobiście miałam sposobność spróbowania karmienia na następujące sposoby:
  1. piersią - naturalnie, co polecam ze wszechmiar:) Zazdrościłam koleżankom, które karmiły piersią. 
  2. sondą po palcu - aby zachęcić Manię do jedzenia tylko z cysia podawałam pokarm zamiast butelką, strzykawką: dawałam do ssania palec wskazujący jednej ręki, a w drugiej trzymałam strzykawkę z cieniutką rurką włożoną do ust dziecka i tak wolno popychałam tłok strzykawki, aby zachęciło to Manię do ssania z piersi, z której leciało przecież o niebo szybciej (przynajmniej po jakimś czasie:). Najbardziej męczące bywało to w nocy, gdyż człowiek senny, a karmienie trwało 2 razy dłużej niż normalnie.
  3. sondą po piersi - tak jak wyżej, tylko zamiast palca do ust dziecka podaje się pierś razem z cieniutką rurką - było to dla mnie ciężkie do zrealizowania, rurka czasami wsuwała się pod usta, a nie do buzi, wypadała.
  4. łyżeczką, kieliszkiem - no da się, ale brakowało mi cierpliwości.
Wypróbowałam chyba wszystkie sposoby karmienia, które nie zmieniają sposobu ssania piersi. Mimo to nie udało mi się powrócić do karmienia tylko piersią. O rany, było mi przykro, żałośnie i źle, że nie dam rady karmić naturalnie. Cóż, miałam jednak świadomość, że przede wszystkim trzeba się zorganizować, a problemom zaradzić. Dlatego też postanowiłam się poświęcić i ściągać pokarm podając butelką.

I tu moje drogie kobietki przedstawiam Wam różnego rodzaju akcesoria i sprzęty, z których korzystałam podczas karmienia naturalnego, ściągania mleka i karmienia butelką:

  •  maść łagodząca podrażnione brodawki - droga, świetna, ale niekonieczna. W zasadzie jest to czysta lanolina. Niemniej najserdeczniej polecam sposób najtańszy: smarowanie brodawek własnym pokarmem i najzwyczajniej w świecie permanentne wietrzenie na świeżym powietrzu - być może krępujące, ale naprawdę działa.
  •  silikonowe osłonki brodawek - też wypróbowałam, ale niezbyt  często stosowałam. Marianna je gryzła i też szarpała złoszcząc się, że mleko nie leci. No i teoria mówi, że ssanie przez kapturki nie pobudza odpowiednio piersi do produkowania pokarmu, więc miałam blokadę psychiczną:)

  •  laktator elektryczny Medela - to mój pierwszy laktator pożyczony od koleżanki. Wydawał mi się dobry do póki nie poznałam tego poniżej. Używałam go w domu i w podróży (działa też na baterie). Jest głośny, przez co niedyskretny, ale nie przeszkadzało to ani Mariannie, ani mężowi Marcinowi w głębokim i słodkim nocnym śnie:).
 
  • laktator ręczny Philips Avent - jak dla mnie, to czysta rewelacja. Oceniam dużo dużo wyżej nić elektryczny firmy Medela. Ściąganie nic mnie nie bolało, mleka było więcej, a poza tym: super dyskretny, cichy, miły sympatyczny, po prostu przyjemny.

  • butelka Medela (tzw. zestaw smoczka) - butelka, która ponoć nie zmienia sposobu ssania piersi. Chorobcia, dosyć droga, ale w desperacji ją kupiłam, no i jak się okazało dość długo nią karmiłam. Rzeczywiście, nie ma mocy, z butelki samo nie poleci, trzeba ciągnąć, i to mocno (uwaga: po wypróbowaniu prawie nabawiłam się żylaków za uszami:)).

Poza tym, jak pewnie każda mama karmiąca butelką, używam:
  • podgrzewacza do butelek (przy układzie domu: sypialnia na górze, kuchnia na dole - po prostu strzał w 10);
  • przenośnego termosu z wkładką styropianową wewnątrz - utrzymuje ciepło do 3 godzin pod warunkiem włożenia bardzo gorącego jedzenia i przy temperaturze zewnętrznej ok. 18st.C;
  • podgrzewacza samochodowego (z odpowiednią wtyczką) - w podróży owszem się przydaje.
 Wybór pomiędzy karmieniem piersią a karmieniem butelką nie zawsze zależy od mamy. Czasami po prostu tak się złoży, że jest inaczej niż zakładał scenariusz. Ktoś mi powiedział: "...jakbyś chciała karmić (w domyśle piersią), to byś karmiła." Rozmyślałam nad tym zdaniem długo i często i nie mogłam doszukać się ani jednej chwili, w której choć raz, mimo bólu i złego samopoczucia, zamiarowałabym karmić butelką. Wręcz przeciwnie, z perspektywy czasu mam wrażenie, że chciałam karmić za wszelką cenę, czyli nawet po trupach:) - nie wiem, kto miałby paść tym trupem, ale prawdpodobnie najpewniej ja sama:).

Tak jak pisałam, w trzecim tygodniu życia Marianki pierwszy raz podałam jej butelkę ze swoim pokarmem. Moment ów przeżyłam podobnie jak poród przez cięcie cesarskie - po prostu nie sprawdzam się w roli prawdziwej matki (tu śmiało mogłam powiedzieć:".... macierzyństwo!!! O ZGROZO!!!:))
Wciąż tkwiłam w depresji, stąd te myśli. Wówczas też udałam się późną nocą do apteki po mleko modyfikowane, gdyż nie miałam już więcej ściągniętego pokarmu. Następnego dnia podałam Mani pierwszy raz sztuczną mieszankę - czułam jakbym podawała jej truciznę :) - cóż też ów zdepresjonowany mózg wymyślał. Teraz się uśmiecham, wtedy siedziałam w otchłani załamki, destrukcji, konstruując w myślach słowa: "... chyba minęłam się z powołaniem...".

Po upływie 4 tygodni od porodu zaczęłam godzić się z karmieniem butelką, a po 6 byłam już z nim za pan brat:) W siódmym tygodniu definitywnie zadecydowałam: ściągam i podaję butelką. Co ważne, czułam się psychicznie fantastycznie, a ze scenariusza karmienia wymazałam wszelkie ewentualne trupy i "wszelkie ceny", za które chciałam karmić piersią. Napisałam nowy scenariusz, otwarty na nowe propozycje, na możliwość zmian, być może inny na każdy dzień, tymczasowy, właściwie pisany był spontanicznie i instynktownie, tym instynktem, który zaczął się budzić i rodzić - instynktem macierzyńskim.


- Dominika


p.s. drogie mamy, kobietki, żony, dziewczęta, przyjaciółki, poradźcie jeśli wiecie, co zrobić, jak się przygotować, aby przy następnym dziecku udało mi się karmić piersią?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz